sobota, 3 października 2015

Utrata przytomności w cukrzcy

Grzegorz z lifenotes.pl​ spytał mi się dzisiaj czy byłam zmuszona podczas trwania mojej choroby skorzystać z Glukagonu. Postanowiłam, że napiszę o tym kilka słów. Zamierzałam napisać krótko o tym na Facebooku, ale wyszło za długie, więc stanęło na zrobieniu osobnego wpisu :-)


 W sumie przez prawie 20 lat straciłam przytomność 3 razy:
1) Było to jakiś rok po zachorowaniu, miałam 9 lat. Wstałam z cukrem ok. 95, mama podała mi Mixtard, dała małego cukierka, kazała mi się ubrać, umyć zęby i przyjść zjeść śniadanie. Ubrałam się szybko, poszłam do łazienki i ostatnia rzecz jaką pamiętam przed utratą pamięci to to, że odkręciłam tubkę z pastą do zębów. Obudziłam się już w łóżku, patrząc na krzyżyk wiszący na szyi pani doktor. Okazało się, że długo nie wychodziłam z łazienki, mama znalazła mnie opartą o półkę w łazience. Była tak przerażona, że po podaniu zastrzyku nie była pewna czy zrobiła to dobrze (była przerażona wiotkością mojego ciała i tym jakiej siły musiała użyć, żeby wbić mi igłę w ciało), zadzwoniła więc po pogotowie. I przez to pół dnia spędziłyśmy w izolatce na oddziale dziecięcym, nie wiadomo w ogóle po co, bo lekarze w wągrowieckim szpitalu mieli bardzo małe pojęcie o cukrzycy. Tak w ogóle miał to być super dzień, miały być występy w szkole (mieliśmy się przebrać za Ekoludka, nie wiem po co, może to był Dzień Ziemi albo pierwszy dzień wiosny, nie pamiętam).

2) Również czasy podstawówki, sobotnie albo niedzielne śniadanie. Zawsze jedliśmy je w pidżamach, ja oglądałam jeszcze bajki leżąc w łóżku rodziców. Mama podała mi Mixtard, usiedliśmy do śniadania, a ja zamiast jeść to siedziałam tak i patrzyłam się w talerz. Mama spytała mi się, dlaczego nie jem, a ja na to z krzykiem: "jak mam jeść jak jest mi słabo?!" i padłam. Na szczęście nie twarzą w talerz ;-) Jak poprzednio obudziłam się w łóżku, tym razem już bez pogotowia, bo mama wiedziała czego się spodziewać i co jak zrobić. Jak się obudziłam to dokończyłam śniadanie. Momentu krzyczenia, że mi słabo absolutnie nie pamiętam. 

3) Ostatnia utrata przytomności miała miejsce w listopadzie 2008 roku. Mój narzeczony, a obecnie mąż był w Wielkiej Brytanii, mieliśmy więc możliwość pogadania wieczorem po pracy na GG. O 22:00 podałam sobie Insulatard, trafiłam w naczynie. Niezbyt się tym przejęłam, ot, kolejny siniak. Z chwili na chwilę coraz bardziej bolał mnie żołądek, robiło mi się niedobrze. Cukier 96, zrobiłam sobie kanapki, zjadłam, ale nadal było coś nie tak. Za chwilę znów zmierzyłam cukier- 70. Zaczęłam jeść cukier. Za 10 minut znów mierzę-60. Zjadłam jeszcze cukru i poszłam po mamę, było koło północy. Wchodząc do pokoju czułam, że miękną mi nogi, a podczas mówienia plątał mi się język. Zdążyłam powiedzieć co się dzieje, wróciłyśmy do mojego pokoju. Pamiętam, że leżałam i płakałam jak to mi strasznie słabo. Po jakimś czasie wstałam i wróciłam do pisania na GG. Rano wstałam i zdziwiłam się, że na moim biurku leży Glukagen. Schowałam go więc z powrotem do lodówki. Okazało się później, że straciłam przytomność, ale zupełnie tego nie zarejestrowałam (pewnie temu, że przed i po utracie byłam w tym samym miejscu). 

Zdarzały mi się również sytuacje (najczęściej wynikające ze zbyt dużej ilości bolusów na dzień, które się na siebie nakładały), w których sama podawałam sobie Glukagen. Najczęściej cukier leciał na łeb, na szyję, a ja czułam się coraz gorzej, miałam coraz większe mdłości i nie mogłam już nic przełknąć. Wtedy podawałam sobie 1/4 dawki. Najczęściej i tak cukier szybował tak wysoko, że kończyłam całą "imprezę" w łazience wymiotując.

Odnośnie utraty przytomności z powodu ciężkiej hipoglikemii najważniejsze jest, aby:
  • mieć zawsze ze sobą ważny (nie przeterminowany) Glukagen,
  • osoby przebywające z nami wiedziały, że chorujemy i potrafiły zadziałać (podać zastrzyk albo chociaż zadzwonić po pogotowie),
  • mieć przy sobie informację, że chorujemy na cukrzycę (opaska lub karta w portfelu).
 Mając świadomość, że różnie może to być, bo tak naprawdę nie znamy dnia ani godziny, kiedy stracimy przytomność, NIE WYOBRAŻAM SOBIE SYTUACJI, ŻE OSOBY MNIE OTACZAJĄCE NIE WIEDZĄ, ŻE CHORUJĘ NA CUKRZYCĘ. Nie mówię tu o podróżowaniu pociągiem czy autobusem, ale o osobach najbliższych, przyjaciołach czy znajomych, z którymi wybieramy się na imprezę czy np. w szkole. Nie informując swojego najbliższego otoczenia, że chorujemy na cukrzycę ryzykujemy własnym życiem.