Jakiś czas temu opublikowałam wpis dotyczący plusów wynikających z posiadania orzeczenia o niepełnosprawności. W mojej pracy jestem zatrudniona jako niepełnosprawna i przysługują mi pewne udogodnienia jak na przykład krótszy o godzinę czas pracy czy dodatkowe dziesięć dni urlopu.
Wczoraj wychodząc do domu o 14:30 usłyszałam od koleżanki "Jeeeenyyy ale ty masz fajnie, tak wcześnie idziesz do domu".
W takich sytuacjach zazwyczaj mówię "No", głupio się uśmiecham i idę. Bo co? Mam fajnie? Nie, nie mam fajnie.
Wolałabym pracować 8 godzin i mieć 26 zamiast 36 dni urlopu w roku, ale NIE MIEĆ CUKRZYCY.
Nie mieć problemów z wkłuciami.
Nie mieć problemów ze skaczącymi cukrami.
Nie mieć problemów z wysiłkiem i stresem, które tak wszystko rozwalają.
Nie musieć wstawać w nocy po to, żeby zmierzyć cukier.
Nie musieć ciągle myśleć dlaczego akurat dzisiaj cukry są takie, a nie inne.
Nie musieć jeździć do diabetologa i "spowiadać się" ze wszystkiego.
Nie myśleć o tym jak sobie poradzę, gdy w końcu kiedyś zajdę w ciążę.
Nie musieć martwić się powikłaniami, które czają się za każdym rogiem.
Nie bić się z myślami czy iść do pracy po ciężkich, nocnych przejściach z cukrami czy wziąć L4 albo UŻ.
Nie bić się z myślami czy iść do pracy po ciężkich, nocnych przejściach z cukrami czy wziąć L4 albo UŻ.
I tak dalej, i tak dalej...
Szkoda, że nie zawsze to do wszystkich dociera...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz