sobota, 13 grudnia 2014

Co u mnie? Post totalnie zbiorowy :-)

Kochani Wy moi! Na początku pragnę Was przeprosić za ciągłe moje nieobecności. Albo totalny brak czasu albo niechęć do pisania. Albo jedno i drugie ;-) Czasem niestety tak bywa. W tym zbiorowym wpisie chciałam Wam napisać co się w ogóle ostatnio ze mną dzieje.

Pomału kończę III semestr studiów magisterskich i powoli muszę zabrać się za pisanie pracy magisterskiej, co idzie mi oczywiście jak krew z nosa. Wczoraj otworzyłam książki, zrobiłam stronę tytułową, spis treści i... na tym się skończyło. Nie potrafię sklecić nawet jednego zdania... Tragedia tym bardziej, że pisanie szło mi zawsze lekko.

31 grudnia kończy mi się umowa w projekcie, ale na szczęście o 1 stycznia będę miała kolejną umowę :-) Póki co na zastępstwo (które potrwa jakieś 3 lata, bo koleżanka poszła na macierzyński, później wychowawczy), ale nadal będę w moim starostwie. Jedyne co się zmieni to wydział, ale na dodatek będę w nim z dwoma dziewczynami, z którymi aktualnie studiuję, więc super super! Bardzo się cieszę, że póki co wszystko tak pięknie mi się składa, że mam spokojną pracę, w zawodzie i na dodatek w urzędzie.

A co z moją cukrzycą? Ano nic. Sobie jest, a ja mam jakiś przestój w szczególnym dbaniu o cukry. Po prostu wielkie "nie-che-mi-się" i tyle. Ostatnia HbA1c 6,9. Dupy nie urywa, ale tragedii też nie ma. Lekarka powiedziała, że póki nie planuję ciąży to nie ma się co strasznie spinać. 

Już niedługo kolejny, 23. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W Warszawie odbędzie się 9. Bieg Policz Się Z Cukrzycą, a w moim mieście, Wągrowcu, pierwszy :-) Dzisiaj wstępnie zgłosiłam swój udział w tym biegu i mam nadzieję, że dam radę! Nigdy nie uprawiałam żadnych sportów, tym bardziej biegania (no chyba, że po schodach w urzędzie :P) jedyne co to latem jeżdżę od czasu do czasu. Jak mam się do takiego biegu przygotować? Wiem, że nie będzie to na czas, najważniejsze to przekroczyć linię mety :-) Jeśli macie jakieś rady to piszcie śmiało!

Dzisiaj wzięłam się za pierniczenie i tak oto napierniczyłam :D Co prawda nie są to prawdziwe pierniki, a bardziej ciasteczka korzenne, no ale są :D


Do tego też ubrałam choinkę w naszym pokoju. Na święta zawitamy do małopolski, więc muszę poczuć "magię świąt" u siebie w domu już! W zbliżającym się tygodniu mam zamiar brać choinkę w pokoju rodziców i zrobić im pierogów ruskich zanim wyjedziemy :-)


Mam nadzieję, że u Was wszystko ok!

wtorek, 28 października 2014

Konkurs na Facebooku- poziom 300 polubień SO Sweet osiągnięty!


W dniu dzisiejszym mojemu fanpage'owi stuknęło 300 polubień, więc tak jak zapowiadałam od dłuższego czasu OGŁASZAM KONKURS!

ABY WZIĄĆ UDZIAŁ W KONKURSIE NALEŻY SPEŁNIĆ 3 PONIŻSZE WARUNKI:
1) polubić fanpage SO Sweet- blog o cukrzycy i nie tylko
2) dołączyć do wydarzenia
3) w prywatnej wiadomości na FB należy przesłać pracę pt. „Ja i moja cukrzyca”- może to być zdjęcie, kolaż, rysunek, komiks, wiersz, hasło, logo, co tylko uda się Wam wymyślić! Technika oczywiście dowolna. W przypadku prac wykonanych tradycyjnymi metodami (rysunek kredkami, farbami, wyklejanka) wystarczy przesłać mi jego skan lub zdjęcie (w dużej rozdzielczości najlepiej).

Po weryfikacji, z pośród osób, które zgłosiły swoje prace do konkursu wybiorę najlepsze prace, które zajmą I, II i III miejsce.
 
Teraz to, na co wszyscy czekają! Nagrody!
 
I miejsce- słoik glukozy w tabletkach o smaku pomarańczowym ReliOn, kalendarzyk na rok 2015 od firmy Accu- Chek, komplet naklejek na glukometr Accu-Chek Performa Nano, silikonowa bransoletka „Mam cukrzycę”.

II miejsce- dzienniczek do pompy insulinowej firmy Animas, komplet naklejek na glukometr Accu-Chek Performa Nano, silikonowa bransoletka „Mam cukrzycę”.

III miejsce- komplet naklejek na glukometr Accu-Chek Performa Nano, silikonowa bransoletka „Mam cukrzycę”.

Wśród pozostałych osób, które wezmą udział w konkursie zostanie rozlosowanych 5 silikonowych bransoletek.

Rodzice dzieci chorujących na cukrzycę również mogą zgłaszać ich prace! Każdy może w konkursie zgłosić tylko jedną pracę.

Konkurs trwa od dzisiaj, tj. 28 października 2014 roku do 11 listopada 2014 roku do północy, czyli bite 2 tygodnie. Zwycięzców postaram się ogłosić maksymalnie do 18 listopada br. O wszystkich ewentualnych przesunięciach w czasie będę Was informować. Wysyłkę nagrody listem poleconym/ paczką w całości sponsoruję ja.

Powodzenia! :)

Nowa aplikacja dla diabetyków- Diabetyk

Jakiś czas temu przeglądając wpisy na Facebook trafiłam na konto załogi, która stworzyła kolejną aplikację dla diabetyków. Dodatkowo zostałam uszczęśliwiona kontem premium do 24 kwietnia przyszłego roku, więc nie pozostało mi nic tylko wpisywać dzielnie wyniki i testować.



"Diabetyk jest systemem, który pomaga cukrzykom w codziennej samokontroli. Jest łatwo dostępny z poziomu przeglądarki komputera jak też telefonu komórkowego, a jego jedynym wymaganiem jest posiadanie połączenia z siecią Internet oraz aktywne konto One Cloud.

Diabetyk automatycznie uzupełnia pola takie jak data i godzina, podlicza średnią, rysuje wykresy. Dlaczego właśnie Diabetyk? To proste - telefon komórkowy masz zawsze przy sobie, a operatorzy sieci oferują tani internet! To właściwie wszystko, bo konto w One Cloud masz przecież za darmo! Teraz wystarczy tylko Twój telefon a każdy pomiar zapiszesz w łatwy sposób!Diabetyk jest systemem, który pomaga cukrzykom w codziennej samokontroli. Jest łatwo dostępny z poziomu przeglądarki komputera jak też telefonu komórkowego, a jego jedynym wymaganiem jest posiadanie połączenia z siecią Internet oraz aktywne konto One Cloud."

Jako że lubię testować i lubię technologię, wzięłam się do roboty i testuję kolejną nowość na rynku ;-) Z aplikacji i strony korzystam od ca. 4 dni i jedną z pierwszych rzeczy jakie udało mi się odkryć był mały bug w postaci dodawania wpisów przez aplikację z datą późniejszą- mimo poprawnego stworzenia wpisu zapisywał się on z aktualną datą i godziną, a nie np. jako wynik z dnia poprzedniego. Dzisiaj zgłosiłam ten fakt pomocy technicznej koło południa i otrzymałam potwierdzenie przyjęcia zgłoszenia. Po dwóch godzinach problem został naprawiony, a ja otrzymałam maila z wyjaśnieniami od Piotra, który jest CEO DHcorp- firmy, która przygotowała cały program:

"Problemem była niepoprawna implementacja API przez aplikację. Błąd został naprawiony, a aplikacja w Google Play została zaktualizowana. Jako, że sklep Play potrzebuje chwili na przetworzenie nowych danych, udostępniam plik z aplikacją jako załącznik do tego maila."

Kolejnym problemem z appką była niemożność dodania wpisu, który nie zawierał poziomu glukozy we krwi- wyskakiwał komunikat "aplikacja została zamknięta" i koniec zabawy ;-) Problem ten również zgłosiłam, został naprawiony tak jak poprzednio w ciągu dwóch godzin.

Zainstalowałam plik i gra gitara. Plus dla Was, załogo Diabetyka! ;-)

Powiem tak- ogólnie aplikacja i strona działają, co do tego nie mam absolutnie wątpliwości ;-) Pokażę Wam teraz jak cała aplikacja wygląda, jak funkcjonuje, a na koniec dorzucę swoje trzy grosze w postaci uwag.

Dash, czyli strona główna

Po zarejestrowaniu się i zalogowaniu do portalu naszym oczom ukaże się główny pulpit, na którym ujrzymy wykres z ostatnich 7 dni oraz kolumnę do wprowadzania wyników.





Wybaczcie, ale moje wyniki ostatnio nie powalają ;-)

Dodaj wpis

To samo co na głównej, czyli możliwość dodania wpisu do naszego dzienniczka.


Dziennik- tygodniowy, miesięczny, klasyczny

Nie widać tutaj akurat całości, ale nie ukrywam, że dziennik totalnie mi nie podpasował- jest bardzo nieczytelny, ale nie mam w tej chwili pomysłu jak inaczej mogłoby to wyglądać...








Raport




Fajna sprawa, małe podsumowanie naszych wyników i naszego stanu zdrowia. Chociaż nie ukrywam, że przy tym poziomie cukrów czuję się raczej na 3,5 niż 4,3 ;-)

Historia glukozy, wagi, HbA1C

W historii glukozy widzimy dwa wykresy dotyczące naszych wyników. Z historii wagi i hemoglobiny nie korzystałam póki co, bo nie mogę znaleźć moich wyników :-P Ale się poprawię, obiecuję!


Zapasy insuliny



Ta opcja jest opcją fajną, ale póki co nie potrafię dostosować jej do siebie. Początkowo ustawiłam 300j na fiolkę, ale przecież po przeciągnięciu jej do zbiornika i wypełnieniu drenu tej insuliny do faktycznego zużycia zostaje mniej... No nic, przy zmianie zbiornika będę kombinować i zobaczymy co z tego wyjdzie.

Wizyty



Możemy wprowadzić datę i godzinę wizyty, imię i nazwisko lekarza. Minusem jest to, że przy wpisywaniu wizyty musimy podać datę kolejnej wizyty- wywaliłabym to w diabły. Wystarczy, że będziemy każdą wizytę osobno wpisywać, bez jakiejś kolejnej daty, której tak naprawdę nie znamy ;-)

Co zyskujemy wykupując konto PREMIUM?

Dostęp do konta PREMIUM kosztuje:

  • 5 ziko za miesiąc,
  • 50 ziko za rok dostępu :-)
Dostajemy w zamian:
- co miesiąc raport na maila o naszym stanie zdrowia na podstawie wprowadzonych wpisów,
- zarządzanie magazynem insuliny,
- szybka pomoc techniczna (co miałam okazję sprawdzić, śmiga że hej!),
- możliwość wpływania na kształt Diabetyka- jedna z rzeczy, którą cenię sobie NAJBARDZIEJ!
-no i oczywiście nakarmimy programistów ;-)



Moje luźne uwagi

Testując aplikację w zeszycie zaczęłam sobie notować rzeczy, które przydałyby się w aplikacji czy te, które bym zmieniła. 

  • Dodaj wpis - tutaj dodałabym kilka rzeczy, na przykład:
    -Znacznik "Korekta"- czasem podaję tylko samą korektę do wyniku, bez ww, przydałoby się widzieć te korekty na wykresie, w dzienniku, a tak wszystko zlewa się w jedną całość i nie widzę, gdzie coś jest "nie tak".
    -Znacznik "Na czczo", "wysiłek", "czasowa zmiana bazy" (przy tym ostatnim czas i % podawanej bazy).
    -Znacznik "Bolus przedłużony"- czas i ilość insuliny.
    -Znacznik "Wymiana wkłucia" - dla pompiarzy rzecz bardzo istotna. Dodatkowo przydałoby się przypomnienie o konieczności wymiany wkłucia po x dniach (które możemy sobie sami ustawić). 
  • Dziennik - forma jak dla mnie jest totalnie nieczytelna. Wchodzę w dziennik i często jeden wpis nachodzi mi na drugi. Do tego dopiero gdy wejdę we wpis i otworzy mi się kolejna strona widzę opis do wprowadzonego wyniku.
  • Historia glukozy - tutaj po najechaniu na kropkę z wynikiem widzimy wynik, a przydałoby się albo widzieć cały wpis albo zrobić klikalną kropkę, która przenosi do całego opisu wpisu.
  • Wizyty - tutaj tak jak pisałam przydałoby się ograniczyć wpis do daty wizyty, bez daty kolejnej wizyty. Przydałoby się też przypomnienie o wizycie tak samo jak w przypadku wymiany wkłucia, żebyśmy sami mogli ustawić datę przypomnienia.
  • Brak indywidualnego ustawienia granic "dobrych wyników", dodatkowo na wykresie mogłoby to zostać rozgraniczone kolorami, bo tak to wszystko jest szare i nie rzuca się w oczy.
  • Kalendarz - bardzo dużo korzystam z organizera, który mam w tablecie i który jest połączony z moim kalendarzem Google i tak sobie wymyśliłam, że wizyty i wymiana wkłucia mogłyby być zsynchronizowane z kalendarzem, ale nie wiem czy coś takiego da w ogóle radę zrobić.
  • Ciekawa jestem czy doczekam się appki na WP? ;-)

Mam nadzieję, że Wy również z chęcią wypróbujecie nową aplikację, a nuż stanie się ona Waszą ulubioną? :-)

środa, 22 października 2014

Kilka słów wyjaśnień.

Ostatni post pojawił się tutaj miesiąc temu, więc przyszedł czas, żeby skrobnąć kilka słów wyjaśnień mojej kiepskiej obecności zarówno tutaj na blogu, jak i na Facebooku. 

Zaczął się teraz dla mnie gorący okres. W tym roku zaczęłam ostatni rok studiów magisterskich, a co za tym idzie- pisanie pracy magisterskiej, seminaria, bieżące zaliczenia, referaty, cuda na kiju ;-) Od czerwca walczyłam o promotora, ponieważ profesor u którego byłam musiał zrezygnować, a szkoła nie zrobiła nic, żeby nam pomóc. Tak więc od października dopiero mam promotora (gdzie część osób ma już za sobą po 3-4 seminaria i napisane nawet pół pracy). Temat w ten weekend został oficjalnie przyklepany. "Akty prawa miejscowego stanowione przez organy samorządu terytorialnego na przykładzie Powiatu Wągrowieckiego". Tadaaa! Teraz nic tylko zdobyć książki i czytać, pisać, czytać, pisać... 

Co dalej... Podłapałam dodatkową "fuchę" w postaci bycia na czas wyborów samorządowych pełnomocnikiem finansowym Rady Powiatowej SLD. Czasem, gdy ilość rzeczy do zrobienia mnie przerasta to pluję sobie w brodę, że się zgodziłam na tą funkcję. Póki co ogarniam, ale boję się co to będzie od listopada, tuż przed wyborami. W sumie to zgodziłam się z dwóch powodów: po pierwsze- przewodniczący RP SLD był moim poprzednim szefem, mamy nadal bardzo dobry kontakt, pracujemy w jednym urzędzie, zawsze jest łatwiej się skontaktować; po drugie- pieniądze. Pieniądze rządzą światem, są nam potrzebne, wiadomo. Do tego zbieramy w końcu kaskę na samochód, więc jak znalazł :-) Zaciskam zęby i daję radę, bo przecież kto jak nie ja?! Zawsze też mam jakieś nowe doświadczenia, poznaję nowych ludzi, itp.

W pracy, tej normalnej, pewnie też niedługo zacznie się rajban. Projekt w ramach którego jestem zatrudniona w moim urzędzie kończy się wraz z końcem roku, więc w listopadzie ruszą ostatnie kontrole "na miejscu" i będziemy ostatecznie rozliczać uczestników. Nie ukrywam, że w poprzednim roku dostałam "w dupę" tą pracą, ale nadal do budynku urzędu wchodzę z uśmiechem. Nauczyłam się wielu rzeczy, które w pewnym stopniu zmieniły mnie i moje postrzeganie świata ;-) Mam nadzieję, że od przyszłego roku nie pożegnam się z moim miejscem pracy i jakoś mnie upchną tutaj hihi :-)

Ostatnio małżonek prosto z pracy przyniósł jakieś dziadowskie przeziębienie, więc i ja poległam. W domu spędziłam ponad tydzień męcząc się z kaszlem, katarem i oczywiście szalejącymi cukrami. Mimo zwiększenia bazy nieznacznie zaraz wysypywały mi się niedocukrzenia, więc stwierdziłam, że muszę po prostu przeczekać. Od wczoraj jest już ok, cukry w normie, ale było naprawdę nieciekawie.


22 listopada br. Edu-Cukrzyca organizuje w Poznaniu szkolenie, a ja akurat wtedy mam zjazd, zaliczenie ze służby cywilnej i seminarium, więc nie mam możliwości ani na chwilę się wyrwać :-(

Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku, radzicie sobie i z cukrami, i z tą nieszczęsną pogodą, która nas ostatnio nie rozpieszcza, no i z choróbskami- bo one niestety są nierozłączną częścią tej jesiennej szarugi ;-) Trzymajcie się!

wtorek, 23 września 2014

[...]

Co jakiś czas musi nadejść ten dzień- te dni, kiedy dbanie o dobre wyniki spycham na dalszy plan. Są to dni bezsilności, złości, bezradności, lenistwa i Bóg jeden wie jak jeszcze mogę je nazwać. Przychodzi totalne niechcemisiestwo, więc nie robię nic. Nie liczę węglowodanów (oprócz produktów które wiem ile mają ww albo wiem mniej więcej), nie pilnuję godzin posiłków, nie staram się żeby mierzyć cukier po posiłkach, podjadam do bólu. Nie lubię tych dni, bo zakłócają mój wewnętrzny spokój, moje ułożenie każdego dnia, ale nie umiem inaczej. Przychodzi dzień kryzysu i bam- robi się totalny burdel. 

Jest tak gdzieś od około tygodnia. Średnia cukrów za dzień waha się od minimum 140 do 180 nawet. A mi dalej się nie chce. 

Wczoraj pochłonęłam całą 100 gramową paczkę Haribo, kupiłam mleko w tubce (tak, to zagęszczone, słodkie jak pieron dziadostwo) i przebumelowałam tak cały dzień. Do tego zbliżający się okres niczego mi nie ułatwia, a tylko utrudnia.


Od dwóch dni codziennie jak położę się do łóżka i zamknę oczy zaczyna mnie boleć żołądek. Czuję się źle, jest mi niedobrze, trzęsę się wtedy z zimna. Za chwilę jest mi niewyobrażalnie gorąco. Znów się nie wyspałam, jestem dzisiaj okropnie rozdrażniona, byle co wkurwia mnie niesamowicie. To chyba znak. Znak, żeby się ogarnąć.

P.S.
Tak czasem sobie myślę. Przecież w końcu będzie trzeba zacząć planować ciążę, wyrównać cukry, ogarnąć się na maksa. Nie wiem jak dam radę. Z moim podejściem. Z moim zamiłowaniem do słodyczy, fast foodów, białego pieczywa, niechęci do warzyw. Nie wiem.

sobota, 23 sierpnia 2014

O objawach hipo, które hipo nie zapowiadały oraz o Glukagonie G-Pen mini, na którego czekam z niecierpliwością

O tym, że objawy nadchodzącej hipoglikemii mogą być różnorakie wiemy wszyscy. Wiemy również, że objawy te mogą być całkowicie niestandardowe i każdy z nas, chorujących na cukrzycę, niedocukrzenie będzie odczuwał inaczej. 

U mnie bardzo częstym objawem zwiastującym ciągły spadek cukru jest ból żołądka. Tak, tak. Było tak również tym razem, wczoraj wieczorem.

Położyliśmy się z mężem trochę wcześniej do łóżka z chęcią obejrzenia w końcu na Bluray "Ojca chrzestnego" (bez bicia przyznam się, że nigdy wcześniej nie oglądałam). Po pół godziny filmu zaczął boleć mnie żołądek i już wiedziałam co się będzie wyprawiało. 
O 20:07 miałam 153- zjadłam kromkę chleba.
20:44 134
20:50 130
21:22 114
21:38 107
21:52 103
22:05 91
Od 20:44 do 22:05 cały czas jadłam cukier, próbowałam podnieść poziom, ale mając 91 nie byłam już w stanie niczego włożyć do ust, a tym bardziej przełknąć, bo było mi tak okrutnie niedobrze, że myślałam tylko o wizycie w toalecie i przytuleniu muszli :/ Podjęłam więc decyzję o podaniu minimalnej dawki Glukagonu. Po 5 minutach było już 99, później 130. Niestety, nie uniknęłam hiper na poziomie 273mg/dl i tak czy siak wędrowałam do łazienki- tyle lepiej, że nie straciłam przytomności, co mogłoby mieć miejsce gdybym Glukagonu nie podała. Rano obudziłam się z cukrem 83. 

Jestem dzisiaj przez to wypompowana, niewyspana, ale dojdę do siebie.

Próbowałam przeanalizować wczorajszy dzień i dojść do tego, co mogło być przyczyną takiego dziwnego spadku. Nie wiem. Nie uprawiałam wczoraj żadnego sportu, nie wysilałam się, nie przegięłam z insuliną.





Na kolację owszem, miałam 74mg/dl, ale zjadłam 3 kromki z szynką, odpowiednio skorygowałam dawkę i na dodatek wypiłam słodką herbatę. Nie mam pojęcia co się stało.

Obecnie Glucagen HypoKit możemy dostać tylko w jednej formie- zastrzyku. Tabletkę musimy rozpuścić przy użyciu wody ze strzykawki, możemy użyć tego tylko raz, bo traci swoje właściwości. Niedawno na blogu 3mamcukier czytałam wpis o Glukagonie (G-Pen) od firmy Xeris Pharmaceuticals, który przechodzi obecnie fazę testów. 



Ma to być zastrzyk dostępny w formie pena, tak jak insulina. Dla byłoby to coś wspaniałego do użytku w sytuacjach jak powyższa, z wczorajszej nocy. Z założeń producentów wynika, iż w przyszłym roku produkt ten ma zostać wprowadzony do sprzedaży w Stanach. Pozostaje nam nic innego jak trzymać kciuki i czekać, aż G-Pen pojawi się w Polsce :-)


wtorek, 19 sierpnia 2014

Mini-wywiad dla "Szugar Frik", opaska na udo oraz Instagram- kopalnia cudów.

Jakiś czas temu, a było to... pod koniec kwietnia tego roku, udzieliłam odpowiedzi na kilka pytań dla magazynu "Szugar Frik". Czekałam aż materiał ukaże się w gazecie, podpytywałam i doczekałam się :-) W lipcowym numerze na stronach 42-43 znajdziecie mini-wywiad ze mną oraz Weroniką z bloga Blue Sugarcube :-) Niżej zamieszczam skany i serdecznie zapraszam Was do lektury!


Chciałam się Wam również tutaj pochwalić cudotwórstwem mojej mamy, która uszyła mi opaskę na udo do pompy :-) Opaska została uszyta z... opasek na włosy, które kupiłyśmy w sklepie Kari za zawrotną kwotę 1 zł/szt. po przecenie. W sklepach ciężko było znaleźć porównywalnie elastyczny materiał, no i opaski wyszły o wiele, wiele taniej. Kieszonka została uszyta z jakiegoś skrawka materiału, podszyta silikonem i voila! :-)





Przy okazji odzieżowego tematu i sposobów na chowanie pompy "przed światem" chciałam Wam napisać o moim ostatnim Instagramowym znalezisku.

Anna PS to szwedzka firma szyjąca bieliznę i stroje kąpielowe dla diabetyków. Swoje wyroby szyją z materiału o nazwie Tencel- jest to ekologiczna wiskoza, która wygląda jak jedwab, jest delikatna jak bawełna i oddychająca jak wełna. Ich wyroby dla diabetyków zawierają specjalne kieszonki, w których można schować pompę. Byłam zdziwiona, bo nigdy na to nie wpadłam, żeby naszyć kieszonkę na podkoszulek i tam nosić pompę- przecież to też jest super rozwiązanie! Pewnie część z Was zdziwi się odnośnie strojów kąpielowych. Po co komu strój kąpielowy z kieszonką na pompę skoro i tak ją odpinamy? Otóż niektóre z pomp są wodoodporne (np. Animas, którego u nas nie ma), więc spokojnie można wsadzić ją w kieszeń i rozkoszować się kąpielami czy to w morzu, jeziorze czy na basenie.






Po więcej informacji, zdjęć i filmików odsyłam Was do linków poniżej :-) A Wy jak/gdzie nosicie swoje pompy?
Strona www Anna PS
Instagram
Facebook


Diabetycy za granicą - Węgry

Wpis ten, jako jeden z wpisów o diabetykach za granicą, powstał tak naprawdę jako pierwszy. Jakoś zeszło mi z czasem, żeby go opublikować, bo były inne tematy, inne sprawy. Zatem...poznajcie Niki :-)



Niki pochodzi z Węgier i tam też mieszka. Na cukrzycę 1 typu choruje od 2002 roku. Jak wygląda leczenie w Węgrzech? Ano podobnie jak u nas- niektórzy lekarze są sumienni, pomocni i niezawodni, a inni to zwykłe "konowały". Lekarz, który ma pod opieką Niki  jest w porządku, chodzi ona na wizytę nawet co 2 miesiące (obowiązkowo z dzienniczkiem!), jeśli jest to konieczne, a lekarz zawsze pomoże jej w ustawieniu dawek jeśli uprawia sport lub gdy chce się odchudzać :-)

W Węgrzech diabetycy tak jak my korzystają zarówno z penów jak i pomp insulinowych. Pompy u nich dostępne to Animas, Medtronic i Accu Chek. Tak jak my nie mają dostępu do najnowszych pomp typu OpmniPod. W przeciwieństwie do nas nie ma u nich systemu ciągłego monitoringu glikemii Dexcom, bo jest bardzo drogi.

Za paski do glukometru firmy AccuChek nasza koleżanka płaci 20-30 euro miesięcznie, jak dla mnie to bardzo dużo! Ale z kolei za insulinę nie musi płacić nic. W zeszłym roku rząd zafundował Węgrom trochę stresu- chciano wprowadzić system, który osobom z HbA1C powyżej 8 nakazywałby płacić za insulinę. Z jednej strony myślę sobie "jak to?!", ale z drugiej strony może byłaby to swoista walka z powikłaniami? Koniec końców pomysł ten nie został zrealizowany.

W ostatnim czasie Niki znalazła się również na okładce magazynu farmaceutycznego oraz udzieliła wywiadu.





Niki znajdziecie na Instagramie i na Bloggerze, ale tutaj tylko po węgiersku :-)

P.S. Niki, thank you so much for this few words about being diabetic in your country. Best wishes for you!

niedziela, 17 sierpnia 2014

Wkłucie na ramieniu- moje odczucia

Od momentu, gdy przeszłam na leczenie za pomocą pompy insulinowej wkłucia zawsze instalowałam na brzuchu, czasami na pośladku. Na tym drugim przestałam, gdy o mało nie zgięłam sobie w nocy podczas wiercenia się igły od Sure T. Tak, jest to możliwe. Bolało jak diabli, aż się popłakałam. W nocy, mimo że nie powinnam, wstałam i wymieniłam wkłucie.Na ramieniu spróbowałam raz, ale dren 80 cm od Sure T okazał się trochę za krótki. Musiałam z tym poczekać aż do sierpnia, bo brałam nowe wkłucia. W końcu wzięłam 60/110 Quick Set i mogę kombinować :-) Oto moje wnioski po pierwszym i podczas drugiego wkłucia na ramieniu.



Pierwsze wkłucie pomagała mi założyć mama. Jako że jestem leworęczna to łatwiej było mi założyć je na prawym ramieniu, a mama pomogła tyle, że zrobiła fałd. Na zdjęciu powyżej wygląda jakbym miała je na lewej ręce, ale było ono robione w lustrze więc wiadomo ;-) W ogóle nie wiem jak się do tego zabrałam, że założyłam je drenem do dołu, co nie było dość wygodne. No ale. Poszło wypełnienie, poszedł pierwszy bolus i było ok. Trochę czułam to wkłucie, ale gdzieś około godziny. Miejsce nie kłute od ponad 4 lat, bez zrostów, nie nainsulinowane, spoko! Wszystko poszło gładko, cukry ok. Gdy wieczorem położyłam się do łóżka uświadomiłam sobie, że... przecież ja śpię na prawym boku! I co teraz? Jak ja mam spać?! Kombinowałam pół nocy po czym okazało się, że bez problemu mogę się na nim położyć, nic mnie nie boli, nie uwiera. Dziś minął 3 dzień i czułam, że czas je zmienić- zaczęło mnie pobolewać przy podawaniu bolusa. Po cukrach jednak nie było widać, że coś jest nie tak. Do obiadu więc zaatakowałam razem z mamą drugą rękę ;-) Mama więc stała się bohaterem w swoim domu i sama założyła mi wkłucie, bo ja prawą ręką nie dałabym sobie rady. Poszczypało 5 minut i już. Znów jest ok.





Czuję się z wkłuciem w tym miejscu ok, ale wiem że ma ono swoje wady:

  • bardzo łatwo je zahaczyć i wyrwać;
  • ktoś może nas zahaczyć i wyrwać;
  • możemy je wyrwać  w nocy (na brzuchu, osłoniętym pidżamą nie ma tak łatwo);
  • musimy się liczyć z tym, że nosząc krótki rękawek, itp. ludzie będą patrzeć. Mi to rybka, ale wiem, że są osoby, które nie lubią afiszować się z tym wszystkim;
  • ogólnie trzeba uważać.
Myślę też, że warto nosić ze sobą zapasowe wkłucie (zawsze!), bo co jeśli wyrwiemy je w pracy, w szkole, podczas jednodniowej podróży? Przezorny zawsze ubezpieczony :-)

Póki co trochę ponoszę wkłucie właśnie tutaj- muszę mojemu brzuchowi dać odpocząć, bo wygląda jak po wojnie ;-) A Wy gdzie nosicie wkłucia? Wybieracie również ramię?

sobota, 16 sierpnia 2014

Trochę mojej cukrzycowej historii, przemyśleń, wniosków.

Czytając wpisy rodziców cukiereczków o początkach ich i ich dzieci z cukrzycą typu pierwszego zapragnęłam napisać jak to było ze mną, ponad 18 lat temu (matko, jak ten czas leci!).

Miałam skończone 8 lat. Zbliżały się święta Wielkiej Nocy, a ja piłam coraz więcej, byłam coraz chudsza. Przyszła Wielkanoc, 7 kwietnia 1996 roku, a wiadomo jak to było w tamtych latach- wielka butla Pepsi była rarytasem. Dosłownie. Tak jak butla pojawiła się tak i zniknęła, w moim żołądku w jakieś 2 godziny. Nigdy nie dopijałam herbaty do kolacji, a nagle zaczęłam wypijać dwie, wołałam kolejną. Mama nie chciała mi dać, mówiła że wymyślam, że zasikam w nocy łóżko i tyle z tego będzie. A ja płakałam, błagając o kolejną szklankę. I tak oto mojej mamie zapaliła się w głowie czerwona lampka.



9 kwietnia we wtorek po świętach mama poszła do pracy, a ja z babcią pojechałam prywatnie na badanie krwi. Dokładnego wyniku nie pamiętam, ale było to około 280mg/dl. Biegiem do szpitala w naszym mieście, tam chodziłam, płakałam, piłam gorzką herbatę. Czekali za karetką, żeby zawieźć mnie do szpitala na ul. Szpitalną w Poznaniu. Koniec końców rodzice sami mnie tam zawieźli, bo ile można było czekać? Drogę do szpitala pamiętam jak przez mgłę, sam szpital już lepiej. Przy przyjęciu cukier 234 mg/dl. Było codzienne kłucie, początkowo insulinę podawano mi insulinówkami, dopiero później dostałam swoje własne pierwsze peny. Babcia kupiła mi glukometr, który kosztowa wtedy fortunę, ale bez niego nie wypuściliby mnie do domu.






Rodzice byli u mnie codziennie, musieli się przecież szkolić. Przywozili mi gotowane jajka, kiszone ogórki, szynkę i ser w plasterkach, tyle mogłam podjeść. Jak cukier był za wysoki to musieliśmy jeździć na rowerkach stacjonarnych, które znajdowały się na końcu korytarza. Towarzysz mojej cukrzycy, którego dostałam od rodziców będąc w szpitalu jest ze mną do dziś mimo, że kilka razy musiałam go dopychać. bo sflaczał, i przyszywać mu urwaną głowę. To ten ziomuś po lewej:





Pamiętam, że kryjąc się w ciemnym szpitalnym pokoju przed wszystkimi wcinałam cheeseburgera, którego rodzice mi przywieźli ;-) Podjadałam również mamie TicTaki z torebki, a później zasuwałam na wspomniane wyżej rowerki, żeby się nie wydało. 

W szpitalu przebywałam od 9 do 22 kwietnia 1996 roku. Na dawki we wypisie patrzę z uśmiechem na twarzy- rano 2j Mixtard 30, wieczorem 1j Actrapidu. Po wyjściu ze szpitala w domu razem z mamą spędziłam jakieś 2 tygodnie i na początku maja ja wróciłam do szkoły, a mama do pracy. Przed powrotem pamiętam spotkanie- pogadankę z wychowawczynią i paniami ze świetlicy. W dzienniku mojej klasy była włożona specjalna ulotka o tym, że choruję na cukrzycę, że mogę jeść na lekcji jeśli mi słabo, co zrobić jak stracę przytomność. Tak było przez całą podstawówkę. Wszyscy przyjęli mnie ze zrozumieniem, było ok. Byłam wtedy na mieszankach i Actrapidzie, więc rano brałam insulinę, jadłam określoną ilość WW na śniadanie, za 2 godziny 2 śniadanie, bo inaczej niedocukrzenie. Później po powrocie do domu obiad, za 2 godziny podwieczorek, kolacja, za 2 godziny kolacja i się żyło. 

Mama nigdy nie zabraniała mi słodyczy, ale to też nie wyglądało tak, że jadłam co chciałam i ile chciałam. "Owszem, możesz zjeść mały kawałek sernika, ale na podwieczorek- zamiast jogurtu i herbatników."Mama nigdy niczego mi nie zabraniała. Wychodziła z założenia, że zawsze coś za coś można wcisnąć- bylebym mogła funkcjonować prawie jak wszystkie dzieci, bym nie czuła się odludkiem. Po kilku latach spotkaliśmy się ze znajomymi- ich córka leżała ze mną na sali, została zdiagnozowana trochę później, była rok młodsza. U nich całkowity zakaz jedzenia słodyczy kończył się podkradaniem insuliny i jedzeniem potajemnie słodyczy do oporu. Dalszym etapem było zamykanie szafek i lodówki na kłódkę.

Sama również czasem coś podjadałam bez wiedzy rodziców tym bardziej, że w szkole był sklepik i tyle pyszności. No i wszyscy przecież jedli. Gdy trochę podrosłam (czyt. 6 klasa podstawówki) rodzice wysłali mnie do 'sanatorium' dla diabetyków w Osiecznej. Zawsze byłam chudzinką, więc tam ustalili mi taką dietę, żebym przytyła. Zupełnie inny przelicznik, inne jedzenie- przykładowo na śniadanie MUSIAŁAM zjeść 6 dużych kromek chleba. Awykonalne, gdzie w domu jadłam 2 i owoc. Tam na własne oczy zobaczyłam do czego zdolne są dzieciaki z cukrzycą byleby się nawpieprzać. Podkradanie fiolek z insuliną i podawanie jej sobie bez pena, przy użyciu igły i ołówka "na oko" było normą. Tak samo na innych koloniach, na które jeździłam (a było tego sporo). Sama tego nie praktykowałam, bo uważałam (i nadal uważam), że to totalna głupota. BTW- w Osiecznej jeden chłopak w ten sposób zaaplikował sobie całą fiolkę i padł przy śniadaniu twarzą w talerz z zupą. Tadaaa.

Gdy zachorowałam mama zaczęła trochę inaczej gotować, że tak powiem- lżej. Ale nie podporządkowywała posiłków całkowicie mojej chorobie. Ogólnie byłam trudnym dzieckiem, bo- ryby nie, warzywa nie, owoce niektóre, ciemny chleb nie. I tak w sumie zostało do dzisiaj z tym, że jem niektóre surówki i mizerię. Będąc w 2010 roku w szpitalu na podłączaniu pompy i na szkoleniach łapałam się za głowę słysząc, że ktoś dla jednej osoby w domu (wszystkich było 5) zmienił dietę o 180 stopni. Nagle wszyscy muszą wcinać ciemne chleby, wyroby z mąki orkiszowej, jakieś dziwne kasze, makarony, jedzą gotowane jedzenie. U mnie w domu było to nie do pomyślenia tym bardziej, że ja wielu rzeczy i tak bym nie zjadła. Tak jest do dzisiaj i tak zostanie. Każdy decyduje sam o sobie, ale musi mieć świadomość, że wciskanie komuś czegoś na siłę może przynieść skutek odwrotny.

Gdy skończyłam 16 lat zdecydowałam się zrezygnować z mieszanek i przejść na intensywną insulinoterapię. W ogólniaku również zaczęły się przygody z alkoholem. Rodzice nigdy nie uświadomili mnie co do niego, nie wiedziałam na przykład, że alkoholi lepiej nie mieszać i lepiej z cukrzycą wypić trochę. No cóż, Sylwestra 2005 zakończyłam około godziny 23 pijana jak bela. Na drugi dzień okazało się, że dodatkowo się strułam. Szpital, wstyd jak nic, wyrzuty mamy, ciche dni w domu. No niestety, nic mnie to nie nauczyło i podobne, może nie o aż takiej mocy, akcje miałam jeszcze dwukrotnie. Teraz staram się uważać. Bardzo.

Kiedy się usamodzielniłam? Ciężko jest mi to stwierdzić, nie wiem ile miałam lat, kiedy to pierwszy raz podałam sobie sama insulinę. Cukier owszem, mierzyłam sama prawie od początku. Ogólnie to dość późno zaczęłam totalnie sama o wszystkim myśleć, było to gdzieś w połowie ogólniaka jak zaczęły się nocne eskapady, wyjścia do późna, imprezy. Glukometr ze sobą nosiłam do szkoły dopiero od liceum, nie wiem czemu nie wcześniej- chyba przez mieszanki i ten stały, monotonny tryb życia. W gimnazjum miałam awaryjny u pielęgniarki.

Zdarzały się i wpadki i dziwne sytuacje. W 2 klasie szkoły podstawowej zasłabłam w łazience, mama zastała mnie opartą nad umywalką o półkę. Wtedy pierwszy raz podawała mi glukagon i dzwoniła na pogotowie. Kiedyś babcia napoiła mnie kwaśnym jak diabli kompotem z porzeczek, bo "on przecież nie ma cukru". Ani ja ani babcia wtedy nie wiedziałyśmy, że nawet jak coś nie ma dosypanego cukru to ma tzw. cukier owocowy ;-) Raz straciłam przytomność po podaniu Insulatardu na noc.

Wcześniej wspomniałam o wyjazdach do Osiecznej- sanatorium dla diabetyków (które na szczęście już nim nie jest) i na kolonie. Chciałam jeszcze dopisać słów o tych drugich. Na kolonie jeździłam z kołem przyjaciół dzieci z cukrzycą z Piły. W sumie byłam 4 razy i były to bardzo fajne 4 wyjazdy :-) Co one mi dały? Na pewno nauczyły mnie, że nie mam się czego wstydzić. Często bywało tak, że siadaliśmy np. w centrum Kołobrzegu,  wyciągaliśmy glukometry, peny i działaliśmy. W grupie było oczywiście o wiele raźniej, bo było nas czterdziestu i wszyscy robiliśmy to samo, na widoku. Po tych wyjazdach przestałam chować się po łazienkach, żeby zmierzyć cukier czy podać insulinę. I tak zostało do dziś. Jadę pociągiem z obcymi ludźmi, mierzę cukier, podaję bolusy. To samo w pracy, na uczelni, w restauracjach. Wszelkiego rodzaju pogadanki nauczyły mnie liczenia WW i stosowania wszystkiego w praktyce. Zanim zaczęłam jeździć na kolonie wszystko liczyła mama, a ja nie mogłam zrozumieć co i jak ;-) Na ostatnią kolonię pojechałam mając już 18 lat- wtedy nikt już mi niczego nie narzucał, sama mówiłam ile insuliny wezmę, co chcę zjeść. Na koloniach nie było NIGDY mówione, że nie wolno nam zjeść loda, gofra, batonika. Sami lekarze pytali się czy np. będę chciała zjeść gofra jak pójdziemy do miasta. Jak tak- więcej insuliny. I tyle. Mieliśmy pracę w grupach, różne zadania, gry, jeździliśmy na wycieczki, zwiedzaliśmy, jak była możliwość chodziliśmy na basen. Były również i ciemne strony tych wyjazdów. Mowa tu o podjadaniu słodyczy w ilościach hurtowych i...alkoholu. Tak, tak. Pamiętam, że tak było na jednej z kolonii. Starsze koleżeństwo przemycało alkohol do ośrodka i pili. Nawet niektórzy niepełnoletni moczyli dzioby w kubku z winem ;-) Nie mówię tu akurat o sobie, bo wiedziałam, że na takich wyjazdach alkohol jest zakazany, a jak to wyjdzie na wierzch to będzie gnój.

Póki co to chyba tyle. Jak mi się coś przypomni to będę uzupełniała :-) Mam nadzieję, że wpis Wam się podobał. Oprócz spisania tego wszystkiego ku swojej pamięci, wpis ten ma też jeszcze jeden cel. Przede wszystkim dla mam słodziaków- tych małych i tych większych. Nie zawsze będziecie w stanie uchronić swoje dziecko przed całym złem tej choroby, ważne żebyście mądrze umiały do tego podejść, żebyście umiały nakierować, wytłumaczyć, pomogły zrozumieć niektóre rzeczy. Nie chcę tutaj nikogo Bóg wie jak moralizować, ale jeśli dziecko wychodzi z domu i nie ma nad sobą mamy kontrolującej wszystko to potrafi robić różne rzeczy (widać to zresztą w moim wpisie). Myślę, że warto też, żeby dziecko z cukrzycą znało swoje granice.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Mój wakacyjny insta przegląd

Wakacje powoli dobiegają końca, ja już dwa tygodnie po urlopie... Strasznie szybko mija mi czas, czasem mam wrażenie, że kolejne lata lecą coraz szybciej.

Zapraszam Was na mini przegląd z mojego wakacyjno- urlopowego instagrama :-)


Było wczasowanie się u teściów, spacery, opalanie, wygłupy z chrześniakiem w basenie, tulenie kici, obiady teściowej i w ogóle. Cieszę się, że mamy gdzie jechać na urlop- możemy oderwać się od codziennej rzeczywistości naszego miasta :-)








Dużo czasu spędziliśmy również na plażingu u nas (w całym powiecie mamy ok. 40 jezior!), spacerach, spotkaniach ze znajomymi, wieczornych wyjściach, wyjściach do kina, czy czytaniu książek...