sobota, 19 grudnia 2015

Prezenty last minute, czyli co kupić diabetykowi w prezencie

Święta Bożego Narodzenia tuż tuż, więc jest to ostatni moment na zrobienie prezentów. Czasem chcemy, aby prezent, który dajemy komuś od serca trafił w jego gusta, zainteresowania. W dzisiejszym poście krótko, zwięźle i na temat chcę Wam przedstawić moje propozycje prezentów, które można podarować diabetykowi.

1) Książka kucharska:













2) Kosmetyki:








3) Słodycze:




4) Masażer- idealnie sprawdzi się przy rozmasowywaniu zrostów na brzuchu czy udach:





5) Torba termoizolacyjna:





6) Waga kuchenna:


7) Bon prezentowy, jeśli nie wiemy co takiej osobie akurat by się przydało:




Bon prezentowy do wykorzystania w sklepie diabetyk24.pl




poniedziałek, 7 grudnia 2015

Psychologia w cukrzycy - część I


Dowiadywanie się czegokolwiek nie jest przyjemne. Najczęściej lubimy wiedzieć, ale dowiadywać się już niekoniecznie. Taki paradoks trochę. Niemniej, proces samego dowiadywania się i oswajania z nową sytuacją jest bardzo trudny, czasochłonny, często wręcz bolesny. A mimo tego, nie zawsze da się go uniknąć. Czasem dowiemy się czegoś, co nie tylko nami wstrząśnie, ale też zmieni nasze życie o 180 stopni. Dzieje się tak np. wtedy, gdy dowiadujemy się, że wykryto u nas jakąś chorobę przewlekłą. Targają nami sprzeczne emocje, często bardzo gwałtowne. Trudno jest nam się odnaleźć w nowej rzeczywistości, która od tej właśnie chwili MUSI się zmienić. 
W jaki sposób zrozumieć osobę, która dowiaduje się, że ma cukrzycę? Jakie stany emocjonalne mogą się pojawić w trakcie oswajania się z chorobą?

Cóż, każdy człowiek na swój indywidualny sposób próbuje sobie radzić z nowymi sytuacjami. Obserwując chorych zmagających się z diagnozą, można zauważyć pewien powtarzający się schemat uczuć i zachowań, które za nimi podążają. Dopiero, gdy sobie to uświadomimy i zrozumiemy, co targa takim człowiekiem, możemy być w stanie go zrozumieć. Jego i siebie, jeśli to my chorujemy i starać się na to wpłynąć.

Stany emocjonalne, których może doświadczyć człowiek otrzymujący diagnozę cukrzycy, są takie, jak te, gdy doświadczamy żałoby. W przypadku choroby przewlekłej – musimy pożegnać się i pochować dotychczasowe życie, a zatem jest to swego rodzaju specyficzny rodzaj żałoby. Są to:
·         zaprzeczenie (w tym także lęk i izolacja),
·         gniew,
·         targowanie się,
·         depresja,
·         akceptacja.

I tak, jak w przypadku żałoby po stracie bliskiej osoby, tak i w tym, nie każdy przechodzi wszystkie te stadia. Nie każdy też przechodzi je po kolei. Bywa też tak, że po przejściu kilku, wracają poprzednie, przeplatają się, mieszają i trwają bardzo długo. Istnieje też możliwość, że pogodzenie się z cukrzycą nie wystąpi wcale.

DIAGNOZA
Zetknięcie się z czymś zupełnie nowym i nieznanym, często postrzegamy jako coś zagrażającego. Wielu chorych nie dopuszcza do siebie w ogóle myśli, że cukrzyca jest chorobą nie tylko przewlekłą, ale przede wszystkim nieuleczalną i oczywiście da się z nią żyć i wieść w miarę normalne życie pod pewnymi kontrolowanymi warunkami, jednak będzie ona ich towarzyszką już do końca i muszą się z tym liczyć. 

Bywa tak, że lekarze nie zawsze potrafią w empatyczny i jasny sposób przekazać informacji o chorobie oraz o niezbędnych zmiana, które chory będzie musiał wprowadzić w swoim życiu, co prowadzi do ogromnego lęku, niepewności, a w skrajnej sytuacji może skutkować niechęcią do wizyt lekarskich, które są niezbędne.
Wiele oczywiście zależy od osobowości chorego i jego wieku. W sytuacji wykrycia choroby u dziecka, największy ciężar przyjmują na siebie rodzice, którzy muszą potem wszystko po swojemu wytłumaczyć maluchowi. Dorośli i młodzież zastanawiają się już bardziej świadomie nad ewentualnymi powikłaniami, zagrożeniami i wszystkimi skutkami choroby, o jakich mówi lekarz. Chory może czuć się tym wszystkim przytłoczony i szukać ucieczki. Izolować się. Zamykać w pokoju. Odcinać od znajomych czy rodziny. To naturalny proces, który nie jest stałym sposobem radzenia sobie z trudną diagnozą. Najczęściej przechodzi sam. Powinno się dać choremu trochę czasu na przyswojenie i przetworzenie natłoku ważnych informacji na temat jego życia w spokoju.

ŚWIADOMOŚĆ
Gdy informacja o chorobie zaczyna docierać do świadomości, najczęściej pojawia się gniew. Ukierunkowany na najbliższe otoczenie, lekarza, rodzinę, los, boga, przyjaciół, samego siebie. Chory wini siebie za nieodpowiedni styl życia, za brak uprawiania sportu, złą dietę, za wiele innych możliwych przyczyn. Większość diabetyków tego doświadcza, a apogeum może osiągnąć, gdy w życie trzeba wprowadzić zastrzyki z insuliny, godziny posiłków, dietę, co może znacznie zmienić codzienne funkcjonowanie.

Pozostawanie bardzo długo w fazie gniewu może być niebezpieczne, bo często powoduje niechęć do zastosowania leczenia, zmian w diecie, wysiłku fizycznego i innych zaleceń lekarskich. W rozmowach z pacjentami często pojawia się pytanie DLACZEGO JA? Dlaczego nie ten 90letni staruszek, który już długo nie pożyje? Dlaczego nie ktoś, kto jest złym człowiekiem? 

Na tym etapie niezwykle ważne jest wsparcie bliskich i w niektórych przypadkach także psychologa, którzy okażą bardzo duże zrozumienie. Czasem chory odpycha rodzinę, przez co bycie przy nim może być trudne i obciążające psychicznie, ale należy wtedy pamiętać o tym, że diabetyk, jak każdy człowiek, ma prawo odczuwać każdą emocję, a my powinniśmy próbować go zrozumieć i być otwarci na rozmowę o tym.

DALSZE ŻYCIE
Pomimo tego, że chory doświadcza etapu gniewu, najczęściej przyjmuje do wiadomości wszystkie informacje i zaczyna stosować zalecenia lekarskie. Taki scenariusz jest oczywiście bardzo optymistyczny, jednak bywa też tak, że pacjenci chcą się targować z cukrzycą. Przykładowo: chcą przestrzegać wszystkich wskazówek, pod warunkiem, że lekarz da słowo, że nie wystąpią inne powikłania lub cofnie te, które już wystąpiły. Jest to usilna próba odzyskania i sprawowania jak największej kontroli nad własnym życiem, spod którego usunął się grunt, gdy chory usłyszał diagnozę. 

Jak wspominałam wcześniej, poszczególne fazy mogą nie wystąpić w ogóle, tak samo jest z targowaniem się, jednak gdy się pojawi, może pójść w dwóch kierunkach.
1.      Negatywnym – głównie stany depresyjne i lękowe, silne poczucie winy, wstyd związany z chorobą. Często, gdy depresja trwa długo, wymaga nie tylko terapii, ale także włączenia leczenia psychiatrycznego.
2.      Pozytywnym – pogodzenie się z chorobą, akceptacja aktualnego stanu, co nie zawsze jest stanem stałym. Zdarza się, że okresy akceptacji, np. pod wpływem silnego stresu mogą wrócić do którejś z poprzednich faz.

MOTYWACJA
Po przejściu tych wszystkich faz i dojściu do ostatniej – akceptacji choroby przewlekłej, dochodzimy dopiero do motywacji, która jest niezbędna do prowadzenia życia z cukrzycą. Dlaczego dopiero wtedy? Ponieważ nowe cele życiowe możemy określać dopiero wtedy, gdy połączymy niezbędną wiedzę (np. lekarską) razem z przepracowaniem wszystkich emocji, które nam nie służą. 

Czasem zdarza się, że gdy doświadczamy choroby przewlekłej, zaczynamy stawiać sobie cele niemożliwe do zrealizowania. Chcemy za wszelką cenę osiągnąć perfekcjonizm w leczeniu. Dlatego ważne jest, by stawiając sobie konkretny cel, zadać sobie kilka pytań:
·         Co, kiedy i w jaki sposób KONKRETNIE chcę osiągnąć?
·         Dlaczego chcę to osiągnąć?
·         Jakie korzyści będę mieć z osiągnięcia tego celu?
·         W jaki sposób osiągnięcie tego celu wpłynie na moje życie?
·         W jaki sposób będę wiedzieć/po czym poznam, że cel został osiągnięty?

Musimy pamiętać, by cel był przede wszystkim realny, tzn. możliwy do osiągnięcia. Jeśli chcemy zrzucić kilka kilogramów i zamiast przejścia na zdrową dietę, zaczniemy się głodzić – na pewno nie uda nam się zrealizować celu, wprowadzimy się w gorszy stan fizyczny i psychiczny. Cel powinien być konkretny. Najlepiej zapisać go sobie w jednym zdaniu i odpowiedzieć sobie na powyższe pytania z nim związane.

Człowiek jest całością. Psychika wpływa na funkcjonowanie fizyczne i na odwrotnie. Ważne jest, byśmy umieli wykorzystać informacje o naszych stanach emocjonalnych do kierowania myśleniem i zachowaniem. W przypadku cukrzycy, wiemy, że różne emocje mogą być spowodowane wahaniami poziomu cukru, a lepsze rozumienie naszej psychiki ułatwi choremu lepiej kontrolować chorobę i utrzymywać pozytywne relacje z otoczeniem.

*Źródła:
Eliasz, A., Wrześniewski, K. Ryzyko chorób psychosomatycznych: Środowisko i temperament a Wzór Zachowania A. Wrocław: Ossolineum (1998).
Korzon-Burakowska, A., Adamska, K. Psychologiczne aspekty leczenia cukrzycy. Diabetologia Polska (1997), 4, 238-739.
O'Connor, J., Seymour, J NLP. Wprowadzenie do programowania neurolingwistycznego. Poznań: Wydawnictwo Zysk i S-ka. (1996).
Snoek, F.J., Skinner, T.Ch. (red.). Psychology In Diabetes Care. Chichester: Jon Wiley & Sons, Ltd (2000).
www.mojacukrzyca.org/

________________________________________________________________
Monika Kotlarek - psycholog, ukończyła Wyższą Szkołę Psychologii Społecznej we Wrocławiu, obecnie szkoli się na psychoterapeutę poznawczo- behawioralnego. Więcej informacji, wpisów oraz kontakt do Moniki znajdziecie tutaj -> www.psycholog-pisze.pl

sobota, 3 października 2015

Utrata przytomności w cukrzcy

Grzegorz z lifenotes.pl​ spytał mi się dzisiaj czy byłam zmuszona podczas trwania mojej choroby skorzystać z Glukagonu. Postanowiłam, że napiszę o tym kilka słów. Zamierzałam napisać krótko o tym na Facebooku, ale wyszło za długie, więc stanęło na zrobieniu osobnego wpisu :-)


 W sumie przez prawie 20 lat straciłam przytomność 3 razy:
1) Było to jakiś rok po zachorowaniu, miałam 9 lat. Wstałam z cukrem ok. 95, mama podała mi Mixtard, dała małego cukierka, kazała mi się ubrać, umyć zęby i przyjść zjeść śniadanie. Ubrałam się szybko, poszłam do łazienki i ostatnia rzecz jaką pamiętam przed utratą pamięci to to, że odkręciłam tubkę z pastą do zębów. Obudziłam się już w łóżku, patrząc na krzyżyk wiszący na szyi pani doktor. Okazało się, że długo nie wychodziłam z łazienki, mama znalazła mnie opartą o półkę w łazience. Była tak przerażona, że po podaniu zastrzyku nie była pewna czy zrobiła to dobrze (była przerażona wiotkością mojego ciała i tym jakiej siły musiała użyć, żeby wbić mi igłę w ciało), zadzwoniła więc po pogotowie. I przez to pół dnia spędziłyśmy w izolatce na oddziale dziecięcym, nie wiadomo w ogóle po co, bo lekarze w wągrowieckim szpitalu mieli bardzo małe pojęcie o cukrzycy. Tak w ogóle miał to być super dzień, miały być występy w szkole (mieliśmy się przebrać za Ekoludka, nie wiem po co, może to był Dzień Ziemi albo pierwszy dzień wiosny, nie pamiętam).

2) Również czasy podstawówki, sobotnie albo niedzielne śniadanie. Zawsze jedliśmy je w pidżamach, ja oglądałam jeszcze bajki leżąc w łóżku rodziców. Mama podała mi Mixtard, usiedliśmy do śniadania, a ja zamiast jeść to siedziałam tak i patrzyłam się w talerz. Mama spytała mi się, dlaczego nie jem, a ja na to z krzykiem: "jak mam jeść jak jest mi słabo?!" i padłam. Na szczęście nie twarzą w talerz ;-) Jak poprzednio obudziłam się w łóżku, tym razem już bez pogotowia, bo mama wiedziała czego się spodziewać i co jak zrobić. Jak się obudziłam to dokończyłam śniadanie. Momentu krzyczenia, że mi słabo absolutnie nie pamiętam. 

3) Ostatnia utrata przytomności miała miejsce w listopadzie 2008 roku. Mój narzeczony, a obecnie mąż był w Wielkiej Brytanii, mieliśmy więc możliwość pogadania wieczorem po pracy na GG. O 22:00 podałam sobie Insulatard, trafiłam w naczynie. Niezbyt się tym przejęłam, ot, kolejny siniak. Z chwili na chwilę coraz bardziej bolał mnie żołądek, robiło mi się niedobrze. Cukier 96, zrobiłam sobie kanapki, zjadłam, ale nadal było coś nie tak. Za chwilę znów zmierzyłam cukier- 70. Zaczęłam jeść cukier. Za 10 minut znów mierzę-60. Zjadłam jeszcze cukru i poszłam po mamę, było koło północy. Wchodząc do pokoju czułam, że miękną mi nogi, a podczas mówienia plątał mi się język. Zdążyłam powiedzieć co się dzieje, wróciłyśmy do mojego pokoju. Pamiętam, że leżałam i płakałam jak to mi strasznie słabo. Po jakimś czasie wstałam i wróciłam do pisania na GG. Rano wstałam i zdziwiłam się, że na moim biurku leży Glukagen. Schowałam go więc z powrotem do lodówki. Okazało się później, że straciłam przytomność, ale zupełnie tego nie zarejestrowałam (pewnie temu, że przed i po utracie byłam w tym samym miejscu). 

Zdarzały mi się również sytuacje (najczęściej wynikające ze zbyt dużej ilości bolusów na dzień, które się na siebie nakładały), w których sama podawałam sobie Glukagen. Najczęściej cukier leciał na łeb, na szyję, a ja czułam się coraz gorzej, miałam coraz większe mdłości i nie mogłam już nic przełknąć. Wtedy podawałam sobie 1/4 dawki. Najczęściej i tak cukier szybował tak wysoko, że kończyłam całą "imprezę" w łazience wymiotując.

Odnośnie utraty przytomności z powodu ciężkiej hipoglikemii najważniejsze jest, aby:
  • mieć zawsze ze sobą ważny (nie przeterminowany) Glukagen,
  • osoby przebywające z nami wiedziały, że chorujemy i potrafiły zadziałać (podać zastrzyk albo chociaż zadzwonić po pogotowie),
  • mieć przy sobie informację, że chorujemy na cukrzycę (opaska lub karta w portfelu).
 Mając świadomość, że różnie może to być, bo tak naprawdę nie znamy dnia ani godziny, kiedy stracimy przytomność, NIE WYOBRAŻAM SOBIE SYTUACJI, ŻE OSOBY MNIE OTACZAJĄCE NIE WIEDZĄ, ŻE CHORUJĘ NA CUKRZYCĘ. Nie mówię tu o podróżowaniu pociągiem czy autobusem, ale o osobach najbliższych, przyjaciołach czy znajomych, z którymi wybieramy się na imprezę czy np. w szkole. Nie informując swojego najbliższego otoczenia, że chorujemy na cukrzycę ryzykujemy własnym życiem.



niedziela, 27 września 2015

Co dała mi pompa? Co mnie w niej wkurza? Jak to w ogóle jest?

Przeglądając dzisiaj przy popołudniowej kawce aktywności na Facebooku naszło mnie na przemyślenia: co dała mi pompa? Czy jest mi lepiej/ łatwiej z nią niż na penach? Co mi ułatwiła? 

Kiedy zdecydowaliśmy się z mężem na zakup pompy insulinowej nachodziły mnie myśli typu "czy sobie poradzę?, jak będę z nią funkcjonować? jak z tym spać? gdzie ją schować?", itp. No ale, klamka zapadła, będzie trzeba kombinować i się przestawić. Pierwsza noc z pompą była nieprzespana. Bałam się, że ją zduszę, że wyrwę wkłucie, że powciskam ciałem przyciski i pójdzie niezaplanowany bolus bez jedzenia. Nic takiego się nie stało, więc kolejne noce były już spokojniejsze. Kolejnym wielkim stresem był powrót do domu. W szpitalu byli lekarze, o wszystko mogłam w każdej chwili zapytać. W domu jestem sama i nie ma mi kto pomóc, podpowiedzieć. W tym momencie również moja mama została całkowicie odizolowana od mojej choroby, bo nie była "na bieżąco". Wyszłam ze szpitala podłączona do pompy w piątek, a w sobotę miałam kolejne zadanie- pojechać na uczelnię. Początkowo nosiłam pompę w skórzanym etui dołączanym do pomp Medtronic, cholernie niewygodnym (nota bene, wczoraj wywaliłam je do śmieci :-P ). Wielka "buła" odstawała mi spod bluzy, a jak dałam ją na wierzch to w ogóle, bluza się zadzierała do góry, cuda na kiju. No i ludzie pytali. To był najmniejszy problem, bo od dziecka nie mam problemów z mówieniem o mojej chorobie. Później zaczęłam nosić pompę w kieszeni spodni albo w neoprenowym etui. Tak było najlepiej. Pojawił się problem z sukienkami. Bo najlepiej jakby miały kieszenie. Na to też szybko znalazłyśmy rozwiązanie. Mama umie szyć, więc zaczęła szyć mi takie sukienki i spódniczki, żebym spokojnie mogła schować w nich pompę. Ba, nawet uszyła mi opaskę na udo, żebym mogła nosić sukienki i spódniczki bardziej dolegające do ciała. 

To tak dłuższym słowem wstępu. Co dała mi pompa?

Pompa dała mi przede wszystkim możliwość ustawienia bazy tak, żebym nie musiała wstawać o 4 rano i dostrzykiwać insuliny. Pompa jest cudownym "lekiem" na zjawisko brzasku. 

Będąc na pompie i notując wszelkie wyniki, jedzenie, wysiłek, itd. o wiele łatwiej jest mi dojść, gdzie i w którym momencie mam za mało insuliny. Przykładowo ostatnio po kolacji w godzinach 21-22 mam podwyższony cukier. Czyli po prostu zwiększam dawkę, która leci 3 godziny wcześniej. Zobaczę jak będzie jutro i ewentualnie jeszcze zwiększę albo zmienię przelicznik z 1,2j/1ww na 1,5j. 

Kalkulator bolusa- kolejna mega rzecz. Wprowadzasz dane, a pompa sama liczy za ciebie ile potrzebujesz na korektę i na bolus. Wcześniej robiłam to z kartką i kalkulatorem, ale najczęściej podawałam insulinę "na oko", bo nie chciało mi się liczyć. 

Bolusy złożone i przedłużone- na penach zjedzenie pizzy zawsze kończyło się koszmarnymi cukrami, teraz już tak nie jest. 

Choroba- przy grypie czy jakimś cholernym stanie zapalnym cukry uwielbiają szybować do góry. Na penach zawsze było mi ciężko to opanować. Z kolei na pompie po prostu zwiększam dawkę podstawową nawet na 200% jak potrzeba i jest ok.

Mniejsza ilość ukłuć. 1 na 3 dni, a nie 7 dziennie. 

Żeby podać bolus nie muszę ani uciekać do łazienki ani wywalać przed obcymi w restauracji pół brzucha na widok ;-)

Na pewno łatwiej jest mi z pompą opanować kwestie dotyczące wysiłku fizycznego.

Wszystko ma swoje plusy i minusy, pompa również. Co mnie w niej wkurza?

Wkłucia. Przede wszystkim. Według producentów pomp i lekarzy najlepszym miejscem na wkłucia jest brzuch. Tylko co z tego jak miejsce na brzuchu jest ograniczone i bez zmiany miejsc nie można często dobrze o nie zadbać. Powstają zrosty, w które zdarza mi się trafiać. Czasem od razu pojawia się ból i od razu je wymieniam, bo nie mogę wytrzymać, a czasami dopiero po wymianie widzę, że coś jest nie tak, oczywiście po cukrach. Wkłucia teflonowe mają to do siebie, że lubią się zaginać. Ba, nawet lekko przekrzywione wkłucie potrafi namieszać w wynikach. 





Przy tak lekko zakrzywionym wkłuciu cukry utrzymywały się na poziomie 140-160 mg/dl. Niby nie strasznie, ale jednak wiedziałam, że coś jest nie tak, bo zapotrzebowanie na insulinę nie rośnie aż tak nagle z dnia na dzień.


Pompa na plaży. Po tegorocznym pobycie w Kołobrzegu już wiem, co należy robić, żeby było ok. Przede wszystkim naciągać tylko tyle insuliny, ile mniej więcej potrzeba na 1, góra 2 dni. Nawet jak wydawało mi się, że przecież nie jest gorąco to insulinę i tak trafiał szlag, a cukry robiły co chciały. No i trzeba uważać na piasek, żeby nie dostał się do silnika, bo to może spowodować jego zatarcie.

Żadna pompa nie jest wieczna. I to przeraża mnie najbardziej. W 2009 roku wydałam na moją 715-tkę 8,5 tysiąca złotych. Z tego co widzę to ludzie piszą, że po 6-7 latach odmawia ona posłuszeństwa. Psychicznie jestem nastawiona na to, że może paść w każdej chwili.

Ceny. Pompy są drogie, monitoring glikemii również. Na to drugie raczej nigdy sobie nie pozwolę za własne pieniądze. Sensor za ca. 200 zł i trafienie przez przypadek w naczynie. 200 zł do śmieci. Wkłuć aż tak mi nie żal, bo obecnie płacę za jedno 9 złotych (refundacja powyżej 26rż).

Ani peny ani pompa nie są doskonałe. To my musimy zadecydować jaka forma leczenia będzie dla nas wygodna, co będziemy tolerować, co nam odpowiada.

czwartek, 17 września 2015

Bo noszenie pompy nie musi być nudne :-)

Gdy rozpoczynałam swoją przygodę z pompą insulinową, a było to 6 lat temu, usilnie poszukiwałam czegoś ciekawszego i weselszego niż ciemne i drogie oryginalne etui od Medtronica. Na brytyjskich czy amerykańskich stronach było od groma cudnych, kolorowych saszetek. Na szczęście teraz możemy przebierać w ofertach firm, które zajmują się szyciem takich etui. 

Dzięki uprzejmości pani Kasi ze sklepu Słodziakom.pl otrzymałam takie szyte etui. Wybrałam motyw komiksowy, który chciałbym Wam dzisiaj zaprezentować w dzisiejszym wpisie. 




Saszetka jest uszyta z miękkiego materiału. W środku dodatkowo między warstwami materiału została umieszczona gąbka, która stabilizuje i chroni pompę insulinową. Zamykana jest na zamek błyskawiczny. Do saszetki doszyta jest dwucentymetrowa gumka z zapięciem, którą można regulować, więc jest to produkt nie tylko dla dzieci, ale i dorosłych.

 Wymiary takiego etui to 8 cm x 11 cm x 2 cm, a maksymalna długość paska wynosi 80 cm. Jeśli potrzebujemy dłuższy pasek to wystarczy o tym poinformować na etapie składania zamówienia.





Etui jest bardzo starannie wykonane, w środku ma wszytą nawet metkę, więc nie jest to produkt "no name" :-)





Na pewno nie raz wsadzę w nie moją pompę i polecę na spacer czy spotkanie ze znajomymi :-) A w sklepie znajdziecie nie tylko saszetki na pompy insulinowe, ale również koszulki i misie.

piątek, 19 czerwca 2015

Zmiany, które wprowadziłam w życiu

Nie będę ukrywać, pobyt w szpitalu na "tygodniu pompowym" dał mi dużo, rozjaśnił kilka rzeczy. Od pewnego czasu zaczęłam wprowadzać niektóre rzeczy w życie. Tak, tak, powinnam była to zrobić już wcześniej, ale tak to czasem bywa- potrzebny jest impuls.  Co takiego robię, żeby moje cukry były lepsze?



Zaczęłam wymieniać regularnie wkłucia
Obecnie nie zdarza mi się trzymanie wkłucia dłużej niż 4 dni (wcześniej dociągałam nawet do 6). Po wymianie wkłucia, dzięki Waszym radom, zwiększam bazę na 150% na 1,5-2 godziny. Cukry są o wiele lepsze, nie mam już problemu z cukrami na poziomie 200 kilka godzin po wymianie wkłucia.

Przestałam bać się nocnych niedocukrzeń
Mając cukier na poziomie 100-120 przed snem nic nie dojadam, ewentualnie wypijam kilka łyków soku i idę spać. Czasem mierzę cukier w nocy jak się obudzę. Wiem, że w szpitalu ustawili mi bazę na tip-top i nie ma możliwości, żebym przy prawidłowym "prowadzeniu się" miała w nocy hipo.

Zaczęłam się ruszać
Nie jest to jakiś spektakularny wysiłek, ale COŚ ROBIĘ! Jeżdżę na rowerze (póki co max. to 17 km wokół naszego miasta), chodzę na spacery, a jak jest brzydka pogoda to robię przysiady. Wysiłek fizyczny planuję tak, żeby nie mieć w sobie aktywnej insuliny podanej do posiłku tak jak radzili nam w szpitalu. Mimo kilkugodzinnych wycieczek rowerowych do tej pory nie zaliczyłam ani jednego hipo, co najwyżej jakieś 75-80 mg/dl, na które zawsze coś dojadam (obecnie hitem u mnie są batony proteinowe i batony musli z Biedronki).

Zaczęłam inaczej reagować na niedocukrzenia
Kiedyś normą było u mnie zjedzenie 5 saszetek cukru, popicie ich słodkim sokiem i dopchanie się niemożliwą ilością ciastek. Skończyło się. Teraz wypijam 200 ml soku (w kartoniku, kupuję w marketach) i zjadam coś normalnego (np. kanapkę) albo i nienormalnego (dobra, zjem te ciastka, ale góra 2, a nie całą paczkę).

Zmieniłam tryb jedzenia
Jeśli zjadam obiad o 15:00 to najwcześniej jem kolację po 18:00. Skończyłam z podjadaniem co godzinę- półtora. Do bolusa do obiadu dorzucam od razu insulinę na na kawę i ciasteczko czy loda (o ile mam ochotę coś zjeść), a nie podaję kolejnego bolusa za godzinę. Ograniczyłam fast foody do ewentualnego zjedzenia czegoś w weekend, a nie 3 razy w tygodniu. Nie mam nawet ochoty na żelki. 

Nadal prowadzę tradycyjny dzienniczek
Notuję w nim wszystko - wysiłek fizyczny, tymczasowe zmiany bazy, co jadłam, o której, kiedy wymieniałam wkłucie (+notuję dzień następnej wymiany), notuję nawet jak boli mnie głowa. Robię to nie tylko dla siebie, ale i dla lekarza - nie raz zdarzyła mi się sytuacja, że lekarka pyta mi się "o, a tu co było", a ja oczy wywalam, bo nie pamiętam czasem co było tydzień temu.

Ciekawa jestem, ile to potrwa :-) Mam nadzieję, że jak najdłużej, bo w końcu udało mi się zejść na glukometrze poniżej 140mg/dl na 2 tygodnie. 

Dzisiaj zaczęłam też myśleć o ustawieniu dodatkowego schematu na weekendy, bo wtedy jednak mój dzień wygląda inaczej- wstaję później, jem co innego na śniadanie. Obrona za 2 tygodnie, więc skończą się wyjazdy na uczelnię i to całe pomieszanie z poplątaniem. 

Poczekamy - zobaczymy. Póki co mobilizacja jest :-)

wtorek, 9 czerwca 2015

Co u mnie? Post totalnie zbiorowy :-) #2

Dzisiaj w skrócie postanowiłam napisać, co ciekawego u mnie ostatnio słychać, a trochę się dzieje :-)

W końcu zrobiło się ciepło i mogę bezkarnie uprawiać balkoning. Oprócz wygrzewania się na balkonie łączę przyjemne z pożytecznym i uczę się. W ubiegłą niedzielę miałam ostatni egzamin, który okazał się strasznie ciężki i szczerze mówiąc nie wiem jaki będzie wynik. 



Dodatkowo, jakby tego było mało 4 lipca mam obronę pracy magisterskiej i najpóźniej muszę zdać indeks i pracę do 20 czerwca... Wyniki egzaminu będą 12go, ewentualna poprawka i nie załapiemy się na termin. Bardzo dużo osób jednak ma przeczucie, że będzie dobrze i zdążymy. OBY! Jednocześnie nie tylko obrona, ale i upragniony urlop (1-18.08.) zbliżają się wielkimi krokami! W tym roku wybieramy się z mężem do Kołobrzegu na tydzień (8-16.08.). Będą to w sumie nasze pierwsze (i może w końcu ostatnie?;)) wakacje we dwójkę - wcześniej zawsze jechaliśmy z kimś. A to z kuzynem, a to z kuzynką i jej chłopakiem. W tym roku powiedziałam 'dość' i zarządziłam wypad we dwójkę. Wynajęliśmy kawalerkę praktycznie za samą latarnią, na wprost wyjścia z budynku mamy ścieżkę na plażę, bliziutko. Już się nie mogę doczekać!


(Źródło: http://www.kolobrzeg-apartamenty.pl/ )

Rozpoczął się również sezon piwno- grillowy. Radzę sobie póki co nieźle i nie unikam w końcu bolusów złożonych/ przedłużonych. W tym kieruję się wskazówkami ze szpitala. Nie zawsze się uda, ale w większości przypadków (np. 2 kiełbachy z grilla i 2j na 5h) jest ok. Cały czas gorzej mi idzie z pizzą przez to, że nigdy ta pizza nie jest taka sama i każda pizzeria ma jednak inne ciasto czy inną metodę robienia pizzy.


Jako że pogoda dopisuje to korzystam z bycia na świeżym powietrzu. Z mężem objeżdżamy Wągrowiec rowerami, chodzimy na spacery.Ostatnio byłam też na imprezie firmowej z okazji Dnia Samorządowca- zrobiliśmy w urzędzie zrzutkę i zorganizowaliśmy spotkanie na pobliskiej strzelnicy. Była karkówka z grilla, różne pyszności, strzelanie do balonów, do tarczy, a później kalambury i tańce. Oj, było wesoło! A jak pogoda nie dopisuje to korzystamy z tego, że mamy w mieście fajne kino (jest nawet 3D) i chodzimy na filmy. Teraz mamy w planach Jurrasic World :D




Cukry jak to cukry - raz dobrze, a raz źle. Dziś zaczęłam dzień z poziomem 85 mg/dl, ale niestety nie wiem co się stało i 2 godziny po śniadaniu (identycznym jak co dzień + nic nie dojadałam na to 85) był na poziomie 205 mg/dl :-/ Ostatnio będąc na uczelni i mając dość intensywny dzień nabawiłam się znów szybko spadającego cukru, co zasygnalizował mi okropny ból żołądka i mdłości. Mimo, że staram się starać to nie potrafię zejść poniżej średniej 140mg/dl. Martwi mnie to, bo nie wiem jak sobie poradzę jeśli będzie chodziło o planowanie ciąży. Mam nadzieję, że moja diabetolog mi w tym dopomoże, bo czarno to widzę póki co ;-)

 Mam nadzieję, że u Was wszystko ok i że aktywnie spędzacie wolny czas. Część z Was podczytuję na blogach i Facebooku oczywiście! :-)

środa, 3 czerwca 2015

Gdzie zakładać wkłucia?

Wybór miejsca, gdzie założymy wkłucie nie zawsze jest łatwy tym bardziej, że prawie każdy szpital, każdy lekarz czy każda firma ma swoje do powiedzenia w tym temacie.

Szkoła Medtronic


Firma Medtronic jako miejsca odpowiednie do zakładania wkłuć proponuje nam:
  • brzuch
  • tzw. "boczki"
  • pośladki
  • ramiona
  • uda.


Miejsca wkłuć możemy zmieniać według zasady MW:


 lub według zasady zegara:






Należy unikać zakładania zestawu infuzyjnego:
  • w promieniu 5 cm od pępka
  • w miejscu, gdzie ciało naturalnie często się zgina
  • w miejscach, które mogą być podrażniane przez ubranie (np. na wysokości paska)
  • w miejscach, gdzie występują blizny bądź zgrubienia lub rozstępy.

Miejsca założenia zestawu infuzyjnego powinny znajdować się co najmniej:
  • 5 cm od sensora
  • 5 cm od pępka
  • 7,5 cm od poprzedniego miejsca założenia wkłucia.

 Szkoła Accu-Chek:


Accu-Chek zaleca, aby zestawy infuzyjne wkłuwać w skórę okolicy brzucha ze względu na najlepszą absorbcję insuliny. Wkłucia można umieszczać w innych miejscach, ALE należy to skonsultować z lekarzem prowadzącym. Alternatywne miejsca instalacji zestawu infuzyjnego to biodra i pośladki, zewnętrzna strona uda i tylna strona przedramienia.






Accu-Chek proponuje też troszkę inną rotację w postaci zygzaka:



Szkoła pompiarze.pl:


Według pompiarze.pl najlepszym obszarem do zakładania wkłucia jest oczywiście brzuch. 

Biodra i pośladki - wolniejsze wchłanianie niż ma to miejsce w obszarze brzusznym ale bardzo dobre miejsce dla osób aktywnych i o niskiej masie tłuszczowej.

Zewnętrzna część uda - wolniejsze wchłanianie niż ma to miejsce w obszarze brzusznych ale może przyspieszyć wraz z wykonywaną aktywnością fizyczną. Wykorzystanie wewnętrznej powierzchni uda zwiększa ryzyko podrażnienia i infekcji (np. cellulitis).



Miejsca, których powinno się unikać:

  • Tkanka bliznowata
  • Lipohipertrofia
  • Blizny po zabiegach chirurgicznych
  • Obszary po liposukcji
  • Obszary stłuczone, siniaki
  • Obszary bardzo wrażliwe
  • Obszary narażone na dużą aktywność
  • Obszary bezpośrednio nad kością
  • Obszary bezpośrednio pod paskami ubrań
  • Obszary bezpośrednio wokół pępka
  • Body piercing
  • Tatuaże.

Szpital im. F. Raszei w Poznaniu

W szpitalu im. Franciszka Raszei w Poznaniu miejscami prawie że zakazanymi są uda i ramiona ze względu na to, że w tych miejscach mięśnie pracują więcej i wchłanianie insuliny może być różne. Dodatkowo na ramionach insulina w drenie poprzez wystawienie na słońce latem może spowodować jej dezaktywację.

Porady szpitalne kompletnie mi nie odpowiadają, bo w końcu nie każdy może kłuć się tylko w brzuch- ja np. po jednej stronie brzucha mam bliznę po operacji i strona ta do zakładania wkłuć kompletnie odpada, bo nie czuję się komfortowo, wkłucie tam często boli mnie już po jednym dniu. Z kolei boczków nie mam i próba założenia tam wkłucia zakończyła się fiaskiem. 

Wiadomo też, że ktoś kto biega nie będzie zakładał wkłucia na udzie. Tak samo osoba, która pojedzie nad morze nie będzie się narażała i zakładała wkłucia na ramieniu. 

Według mnie każdy metodą prób i błędów znajdzie swoje miejsca na wkłucia, a ww. "szkoły" mogą być jedynie podpowiedzią. Dla mnie najlepszym miejscem jest oczywiście brzuch (lewa strona) i ramiona.

BTW- na Instagramie znalazłam raz dziewczynę, która wkłucia nosi na klatce piersiowej, 5 cm pod obojczykiem :o Uważa, że w tym miejscu wkłucie działa równie dobrze jak na brzuchu czy ramieniu i nie boli jak mogłoby się wydawać.

A Wy gdzie zakładacie wkłucia? Pamiętacie o regularności w wymianie i rotacji miejsc? :-)


P.S. 
Do napisania wpisu wykorzystałam materiały ze stron:
Medtronic
pompiarze.pl
Accu-Chek

środa, 27 maja 2015

Jak przejść z pompy na peny?

Będąc kiedyś na wizycie u mojego diabetologa usilnie dopytywałam o kwestii przejścia z pompy na peny. W końcu moja pompa chodzi non stop od listopada 2009 roku i boję się, że w końcu przyjdzie na nią czas. Lekarz nie bardzo potrafił mi to wyjaśnić, jakby nawet unikał tematu. A to przecież jest tak ważne! Bo co, jeśli pompa nagle stanie, popsuje się, zostanie skradziona (bo przecież i tak może się zdarzyć)? Według mnie wskazówki co do przejścia z pompy na peny powinny być udzielane przez lekarza od samego początku.



Będąc w szpitalu im. Franciszka Raszei w Poznaniu na tzw. "tygodniu pompowym" dowiedziałam się tego, czego nie dowiedziałam się od mojego lekarza odnośnie przejścia.

Podstawą w byciu pompiarzem/ pompiarką jest posiadanie w domu: 
  • sprawnych penów, 
  • igieł do penów 
  • insuliny szybkodziałającej, 
  • insuliny długodziałającej.

Owszem, bez insuliny długodziałającej można się obejść, ale tylko przez bardzo krótki okres czasu - można poratować się podając penem małe ilości insuliny szybkodziałającej. Zatem w przypadku penów możemy podać albo 0,5 albo 1j insuliny co jakieś 3 godziny.

Według lekarzy obecnych na szkoleniu przy przechodzeniu na peny na naszą insulinę bazową należy podać wielkość dawki podstawowej z pompy + 20% jej wartości. Czyli w przypadku podawania 17 j dawki podstawowej musimy do niej dorzucić jakieś 3 j, co razem daje nam 20j insuliny długodziałającej. Wiadomo, nie u każdego to się sprawdzi- jeden będzie miał za mało, drugi będzie miał za dużo. Pewnym jest, że cukry na początku nie będą idealne i będzie potrzeba trochę czasu i pracy, aby się na nowo "ogarnąć". 

Jeśli chodzi o analogi insuliny długodziałającej (Lantus, Levemir) sprawa jest prosta, bo bazę podajemy raz na dobę. W przypadku podawania jako insuliny długodziałającej np. Insulatardu dawkę należy podzielić na ranną i nocną. Z tego co pamiętam dawka poranna powinna być mniejsza niż nocna, np. 8j rano, 12j na noc. Będąc w szpitalu poprosiłam o wypisanie recepty na Lantus, bo jednak przy jednym wstrzyknięciu o wiele łatwiej jest wszystko ogarnąć i można go podać w każdym momencie doby.

Tyle dowiedziałam się w szpitalu odnośnie przejścia z pompy na peny. Jestem bardzo ciekawa Waszych doświadczeń w tym zakresie. Wszelakie wskazówki również są mile widziane! :-)

sobota, 16 maja 2015

Wkłucie na udzie - moje odczucia

Będąc w szpitalu na szkoleniach dowiedziałam się, że można też wkłucie zakładać na udzie. Wcześniej jakoś nigdy nie próbowałam zakładać tam wkłucia, tak więc przy najbliższej okazji postanowiłam spróbować wkłucia w nowym miejscu. Na udach, tak samo jak na ramionach nie mam zrostów, bo są one nieużywane od 2010 roku (wtedy to przeszłam z penów na pompę). Te miejsca są więc również nie nainsulinowane. Po 2 godzinach od założenia wkłucia, a miało to miejsce standardowo przed obiadem, cukier był na poziomie 205 mg/dl, ale później sam ładnie spadł. Cukry trzymały się dobrze przez całe 3 dni, więc insulina dobrze się wchłaniała. Następne wkłucie w szpitalu również założyłam na udo, kolejne w domu również. Niestety po dwóch ostatnich zostały mi nieładne czerwone odczyny, a wyjmowanie ostatniego wkłucia zakończyło się niestety potokiem krwi :-/ Wkłucie na udzie jest też niestety średnio wygodne - bardzo łatwo wyrwać je w trakcie ściągania spodni czy bielizny podczas korzystania z toalety/ rozbierania się. 

Plusy:
  • dobre wchłanianie się insuliny
Minusy:
  • łatwo wyrwać wkłucie
  • odczyny
  • przy większym wysiłku możliwe hipoglikemie.

Jak widać minusów jest więcej jak plusów, więc raczej do wkłucia na udzie już nie wrócę. Do wypróbowania zostały mi jeszcze tzw. "boczki"- kiedyś już próbowałam, ale ból był taki, że nie dałam rady się tam wkłuć :(

A jak tam u Was z wyborem miejsc na wkłucia? Próbowaliście na udzie? :)

czwartek, 29 stycznia 2015

Dlaczego w moim słowniku nie istnieją takie pojęcia jak "dieta" czy "zdrowe odżywianie"?

Od zawsze byłam niejadkiem, wybrzydzałam jeśli chodzi o jedzenie. Nie jadłam marchewek prosto z ogródka babci, nie ciągnęło mnie do rzodkiewek czy pomidorów. Ryby śmierdziały, i śmierdzą, od zawsze i są niesmaczne. Ziarniste chleby są nie do przełknięcia. Gdy zachorowałam na cukrzycę w wieku ośmiu lat było ciężko. Jedynymi rzeczami jakie jadłam w razie głodu i które niezbyt (albo i wcale) nie podnosiły cukru były: szynka, gotowane jajka i kiszone ogórki. W szpitalnej lodówce w pojemniku zawsze miałam świeży zapas, który przywozili rodzice. Gdy wyszłam ze szpitala i zaczęło się normalne, codzienne życie, nic się nie zmieniło. Mama nie podporządkowywała całej rodziny pod moją "dietę". Odkąd pamiętam jadłam "normalnie". Na podwieczorek był naturalny jogurt i jabłko, później Jogobella bez cukru, wafelki "bez cukru" (bo przecież węglowodany i tak miały), czekolada bez cukru, itd. Czasem mama zamiast tego pozwalała mi zjeść kawałek placka, małego batonika. Muszę też zaznaczyć, że nie było ze mną problemów typu "podkradanie insuliny"(i podawanie sobie jej "na oko" przy pomocy ołówka i igły- tak, dzieciaki są pomysłowe) czy "opychanie się do granic możliwości". Mama zawsze mówiła: "Możesz jeść wszystko, ale z umiarem- coś zamiast czegoś". Wiedziała, że jeśli zacznie narzucać mi do jedzenia rzeczy, których nie lubię i mi nie smakują zacznę się buntować i będzie tylko gorzej. 



Dziś mam prawie 27 lat i wiele się nie zmieniło. Umiem przeliczać węglowodany, białka i tłuszcze, mam już ogarnięte ile WW ma np. pączek z Lidla/ Grocholi, ile ma maminy kawałek sernika, ile insuliny podać na drinka ze słodkim sokiem/Pepsi/Spritem/itp, odwiedzam McDonalds'a. Nadal nie jem warzyw jak normalny człowiek, CHOCIAŻ polubiłam ogórki w mizerii i jem surówki, które dają w restauracjach (oczywiście tylko te ulubione zjem, nie wszystkie). Nadal również nie jem ryb ;-)



Nie jestem i chyba nigdy nie będę przykładnym diabetykiem, który zwraca uwagę na jedzenie, przykłada się do wszystkiego. Owszem, mam braki w jadłospisie, ale nic z tym nie zrobię. I chyba na zawsze zostanę już taka trochę niepokorna. 



Jedynym momentem w jakim będę musiała się "ogarnąć" będzie czas planowania ciąży, zachodzenia w nią i donoszenia szczęśliwie do końca. Nie ukrywam, że boję się tego czasu- jak sobie poradzę z tym moim "wysublimowanym" podniebieniem.

Rozumiem, że wiele osób może potępiać taki styl bycia i odżywiania, ale w tym momencie tylko i wyłącznie mój problem ;-)